Saturday 6 March 2010

Obiad z labem.

Wczoraj (piątek) byłam na zakładowej kolacji. Profesor zaprosił swoich 2 wypromowanych doktorantów, kilku aktualnych, magistrantów i mnie (łącznie 7 osób) do tradycyjnej restauracji. Oni cały czas zapraszają się tutaj do knajp!

Na wejściu do restauracji zdjeliśmy buty, przeszliśmy do naszego vip-mini-stolika i usiedzieliśmy na podłodze na poduszkach. Nikt mi nie powiedział, że po przystawkach i pierwszym daniu będzie jeszcze drugie... Myślałam, że nie wstanę - także dlatego, że niemiłosiernie bolały mnie nogi po siedzeniu przez 2 godziny "po japońsku" z powodu mojej wąskiej spódnicy. Piliśmy też koreańskie "piwo" ryżowe, bardzo dziwna rzecz - zawiesisty, biały i pieniący się jak piwo płyn, całkiem smaczny.

Atmosfera była niesamowicie ciepła, panowie rozsiedli się wygodnie i gadali po koreańsku jak najęci, często jednak tłumacząc na angielski i zadając mi różne pytania o Polskę.
Zaobserwowałam szereg przedziwnych dla Europejczyka zwyczajów. Otóż gdy podaje się coś lub bierze od osoby starszej lub bardziej szacownej, zawsze trzeba użyć dwóch rąk. Jeżeli rzecz mieści się w jednej dłoni - drugą należy podtrzymać swój nadgarstek lub przedramię. I trzeba się kłaniać! Na okrągło. 
Gdy ktoś uzupełnia twoją pustą szklankę, musisz trzymać ją obiema rękami. Ponadto - młodzi i kobiety powinni lekko odwrócić się od stołu pijąc alkohol, tak aby nie pić twarzą do starszych. 

Wiek owych panów też jest ciekawą kwestią, ponieważ tylko ja i jeszcze dwójka jesteśmy w wieku studenckim natomiast pozostałych 4 panów jest w ma ok. 40 - 60. Bardzo mnie zaskoczyło, że w tym wieku i mając już uporządkowane życie zawodowe mają jeszcze czas i chęć na doktorat. Jeden z doktorantów (około 60. letni pan!!) odwiedził kiedyś Polskę i bardzo mu się podobała. W ogóle nie mówi po angielsku, ale był dla mnie przemiły cały czas próbując ze mną rozmawiać przez tłumacza i opowiadając o Polsce. Pod koniec kolacji zaprosił mnie do swojego domu na 17 kwietnia, mówiąc że chciałby razem ze swoją żoną pokazać mi tradycyjny koreański dom. To wielki zaszczyt, bo Koreańczycy nie zapraszają zazwyczaj ludzi do swoich domów, a raczej spotykają się w restauracjach. Oczywiście dostałam też wizytówkę. Wizytówki to temat na osobną notkę...

Nie mam niestety żadnych zdjęć, bo niezręcznie było je robić.

No comments:

Post a Comment