Tuesday 2 March 2010

Początek

Doleciałam w całości. Na lotnisku nie porwano mnie i nie wywieziono do Jongbjon. Korea jest bardzo... nieeuropejska. To, co mi się najbardziej rzuciło w oczy to zupełnie inne skale ludzi i budynków: Koreańczycy są malutcy i chudzi (trudno być dużym odżywiając się kimchi czyli jak króliki), a budowane przez nich budynki gigantyczne - wszystkie apartamentowce mają po 40 - 50 pięter!

Początki nie są łatwe, ta święta prawda objawiła mi się dziś podczas spotkania z profesorem, który ma być moim tutejszym opiekunem naukowym. I spowodowała atak paniki. Otóż, jak się okazuje, Kumoh National Institute of Technology (KIT, o ironio!) NIE oferuje żadnych wykładów po angielsku dla wydziału ochrony środowiska. Mało kto w ogóle mówi tu to angielsku. International students oznacza Chińczyków, którzy uczą się koreańskiego, żeby móc mieć zajęcia po koreansku w przyszłości. Nie jestem jednak w tym bałaganie całkiem sama, razem ze mną jest tu Egle - Litwinka studiująca w Wilnie Zarządzanie, która przyjechała tu w ramach tego samego co ja programu.

W pierwszej chwili poczułam się oszukana. Po dłuższym namyśle stwierdzam jednak, że tak czy inaczej może być ciekawie. W programie mam praktyki w zakładach przemysłowych, choć będę się dogadywać ze wszystkimi na migi. Jeżeli chodzi o wykłady, zaproponowano mi następujące rozwiązanie: mogę zdawać trzy przedmioty, za które odpowiada mój koordynator (związane z gospodarką wodno ściekową - nie do końca to co ważki lubią najbardziej, ukłon w stronę wszechstronnego wykształcenia). Mam uczyć się sama z książek, wg. wskazówek owego profesora. To wszystko wygląda trochę jak cyrk, trzeba przyznać. Mam tylko nadzieję, że IŚ zaliczy mi ten dziki semestr, ja chyba mam szansę się tu dobrze bawić.

Jest cały czas pochmurno i kropi deszcz, więc nie robię wiele zdjęć. Nie mam żadnych dobrych, ale wrzucę jedno, ponieważ ubawiła mnie nazwa banku jaką zobaczyłam na banerze - "Tomato savings bank"...

No comments:

Post a Comment